Ale wkrótce budzę się, bo wokół ogólne poruszenie. Wraca z Niemiec komendant. Lada chwila spodziewany pociąg. Wybiegam. Jeszcze ciemno. Na peronie czeka Zdzisław Lubomirski — stoi sam z adiutantem Rostworowskim, inne grupki czekających nie zbliżają się do niego. Wiem od Mury, że na mieście panuje nastrój wrogi regentom i że dziś były manifestacje żądające ich ustąpienia. Podchodzę: serdecznie jest zdziwiony moją tu obecnością i moim mundurem. Zaczynamy gawędzić, wyglądając pociągu. „Co za szczęście, że zdołaliśmy uzyskać zwolnienie Piłsudskiego!” [...]
Ale pociąg już się zbliża. Napięcie rośnie. Pierwszy wychodzi Piłsudski, w szaroniebieskim płaszczu wojskowym i takiejże maciejówce, chudy, smukły, spod sumiastego wąsa zdaje się przezierać uśmiech. Sprężystym krokiem idzie prosto do Lubomirskiego, z którym wita się bardzo serdecznie. Zdaje się żartować, ale regent nader poważnie mu coś klaruje. Po chwili wuj zabiera go do swego samochodu i wiezie do siebie na Frascati.
Warszawa, 10 listopada
Jan Gawroński, Dyplomatyczne wagary, Warszawa 1965.